Przeważnie wydaje nam się, że mieliśmy dobre i szczęśliwe dzieciństwo, że nie działo się w nim nic szczególnie złego i strasznego.
Skoro moi rodzice nie byli nałogowymi alkoholikami tudzież przemoc fizyczna nie była na porządku dziennym to znaczy, że nie było tak źle.
Zwykle idealizujemy naszych rodziców i upraszczamy definicje rodziny dysfunkcyjnej. A rodzina dysfunkcyjna to też taka, w której:
- nie miałeś swojego miejsca
- nie czułeś się bezpiecznie
- nie mogłeś popełniać błędów
- Twoje potrzeby były ignorowane
- stawiano wobec ciebie wygórowane oczekiwania
- było ciągłe napięcie i niepewność
- nie mogłeś być beztroski
- Twoje emocje (zwłaszcza te “trudniejsze”) były niemile widziane
- przejmowałeś odpowiedzialność za swoje rodzeństwo lub co gorsza za swoich rodziców
- w relacjach między rodzicami występowały różnego rodzaju zakłócenia lub któregoś z rodziców brakowało
- brakowało intymności i akceptacji dla odmiennych postaw i opinii
- nie było miejsca na rozwój indywidualności
- występował chłód emocjonalny rodziców, brak wyrozumiałości, nadmierna surowość, kontrola lub nadopiekuńczość
I potem nie łączymy tego, co wydarzyło się w naszym dzieciństwie i tego, jak byliśmy traktowani przez bliskie osoby z tym, co dzieje się teraz w naszym dorosłym życiu.
Wypieramy, wmawiamy sobie, że “nie było aż tak źle”. Często, czasami świadomie, czasami nieświadomie sami siebie winimy za rodzicielskie zniewagi i nie zauważamy emocjonalnego wyniszczenia spowodowanego przez rodziców.
Więc jeśli myślisz, że to ty jesteś zła/zły, że coś z Tobą nie tak, że problem jest w Tobie, to ja ci mówię, że jest inaczej. Problem zaczął się dużo wcześniej, w Twoich rodzicach, dziadkach, otoczeniu, w powielanym przez lata beznadziejnym systemie wychowania i traktowania ludzi ukrytym pod maską ludowej mądrości.
I choć Ty nie pamiętasz lub nie chcesz pamiętać, to Twoje ciało wszystko pamięta. To, w jakim wychowałeś się otoczeniu, z jakimi ludźmi miałeś styczność, co do Ciebie mówili, jak się do Ciebie odnosili, wszystko to zapisało się w Twoim ciele i umyśle. Te emocje wciąż tam są, krążą i próbują się uwolnić. To są właśnie częste wybuchy, nieadekwatne reakcje, lęki, fobie, uzależnienia, a na poziomie fizycznym bóle, choroby, schorzenia.
Sama świadomość, że ktoś kiedyś coś Ci zrobił, zranił Cię, a Ty nie zareagowałeś, bo nie mogłeś w tamtym momencie, nie wystarczy, żeby coś się zmieniło.
Te emocje tak jak weszły do Twojego ciała muszą z niego wyjść, realnie. Póki tego nie zrobisz będziesz działał z pozycji zranionego dziecka, budując zakrzywiony obraz siebie, będziesz szukał na zewnątrz tego, czego nie dostałeś od swoich rodziców.
I Twoje poszukiwania zakończą się fiaskiem, bo nie znajdziesz na zewnątrz tego, czego nie odnajdziesz w sobie. A uwierz mi – masz w sobie wszystko. Wystarczy, że otoczysz opieką swoje wewnętrzne dziecko. Ono potrzebuje zaopiekowania, uszanowania swoich emocji, zrozumienia i bezwarunkowej miłości. Tylko Ty możesz mu to dać, nikt inny. Nie Ty odpowiadasz za to, co inni Ci zrobili, co Ci dali, a czego nie dali, ale Ty odpowiadasz za to, co z tym zrobisz.
Wróć do swojego wewnętrznego dziecka i skoryguj to, co poszło nie tak. Postaw siebie na pierwszym miejscu, miłość, którą masz daj najpierw sobie, zadbaj o siebie. Dopiero wtedy będziesz mógł pomóc innym, bo jeśli odwrócisz kolejność wszystko się posypie.
Masz prawo postawić się na pierwszym miejscu.
Masz prawo zadbać o siebie.
Masz prawo ustalić swoje granice.
Masz prawo do swojego zdania.
Masz prawo się chronić.
Masz prawo popełniać błędy.
Masz prawo być niedoskonały.
Masz prawo zrezygnować z tego, co Cię wyniszcza.
Masz prawo czuć to, co czujesz.
Masz prawo żyć po swojemu, według własnych standardów, potrzeb i wartości.